czwartek, 20 października 2011

Odrobina słońca poszukiwana.



   Obecność światła konieczna jest do istnienia co najmniej dwu zjawisk - życia i fotografii. Z perspektywy biednego, żyjącego w iluzji ludka, łatwiej docenić coś, czego ubywa, albo nie ma tego wcale. Jako, że jesionka za pasem, a zima popyla w naszą stronę dużymi krokami, każdy promień na wagę złota. Większość z nas wstaje skoro świt, a zimą budzik zdaje się być zdalnie sterowany przez Szatana, bo za oknem  mroki egipskie *. Całymi dniami przesiadujemy w biurach albo innych dziurach, z których wyłaniamy się - niczym karaluchy - po zmroku. Liczko blednie, a deprecha dopada bezbronnego, trzeszczącego od  niedoborów witaminy D  nieboraka.  Nie pomaga nawet solarka raz w tygodniu minut dwadzieścia. Zadaję zatem pytanie: co robić ? Alkohol jest rozwiązaniem korzystnym jedynie w perspektywie krótkoterminowej, choć gro naszego społeczeństwa zdaje się zadawać kłam tej teorii. Odpowiedź jest jasna jak słońce.
   Jeśli już pojmiemy, jak ważne są fotony na twarzy, warto zadbać o ich dostatek w trakcie nocy polarnej.   Pozostaje zmienić tryb pracy. Albo wyjechać. Albo cenić każdy promyk słoneczka naszego kochanego...      I przypominamy sobie szczenięce lata, kiedy w rogu każdej wykonanej przez nas ilustracji widniało szczerzące się dziko SŁONKO.
 


* Egipcjanie czcili słońce, choć mieli go pod dostatkiem. Czyżby więc docenianie dopiero utraconego było domeną człowieka współczesnego? 

Brak komentarzy: