wtorek, 21 lutego 2012

Warszawa w obiektywie - Zenit 12 XP

Warszawa + Zenit 12 XP, czyli o znaczeniu narzędzia w procesie twórczym









   Jedna z bardziej rozpowszechnionych opinii na temat twórczości ( artystycznej też ) głosi, że najistotniejszy jest efekt finalny. Supremacja produktu procesu twórczego nad narzędziami użytymi do jego stworzenia, stawia go w sferze niebieskiej, oderwanej od naszego tutaj łez padołu.  Zatem w tym przypadku, o twórczości artystycznej  nie może być mowy ( jeśli przyjąć obraną tu tezę za prawdziwą ), ponieważ narzędzie, w znacznym stopniu, zdefiniowało efekt. Niejako dałem poprowadzić się za rączkę, by zobaczyć, co się stanie.

   Niegdyś, kiedy zacząłem wykazywać zainteresowanie fotografią wykraczające poza focenie znajomych podczas imprez, udzielono mi bardzo cennej rady: kup se zenita. Tak też uczyniłem ( dokładnie rzecz ujmując, dostałem 20 letni egzemplarz z zerowym przebiegiem, oznaczony symbolem12 XP, od wuja ). Szkoła, jaką wyniosłem z przeszło dwuletniej przygody z tym aparatem, okazała się bezcenna. Oszczędność klatki to termin nieznany większości posiadacz aparatów cyfrowych ( wykonują oni średnio1000 zdjęć na spotkaniu ze znajomymi, następnie, po upływie roku odkrywają, że ich dysk jeden tera, dziwnym trafem, nie chce zmieścić pliku tekstowego ). Zdarzało mi się mieć na jednym filmie kadry z wakacji i ferii zimowych. Lista uroków dotyczących pracy na tej maszynie jest długa. Wystająca kość czołowa nosiła ślady metalowych sanek od lampy błyskowej. Zanim zdołałem ustawić ostrość na niemożebnie ciemnej matówce, moje oko wyemitowało pół litra filmu łzowego ( nie mówiąc już o siedemdziesięcioletniej kobiecinie o lasce, która dawno zniknęła za horyzontem ). Mój pierwszy film wykonałem podczas podróży autostopem po Rumunii. Niestety, tych domniemanie cudnych kadrów nigdy nie ujrzało ludzkie oko, ponieważ nie potrafiłem jeszcze zwinąć filmu w tym czołgu wśród aparatów. Nie zniechęciło mnie to jednak do dalszych prób. Rezultaty były najwspanialszym wynagrodzeniem ciężkiej pracy. Kolorowiutkie foteczki ( pracowałem wówczas tylko na  filmach barwnych ) kwiatków, robaczków, pieseczków i koteczków w małej głębi ostrości cieszyły serce, niczym cukierki cieszą małego dzieciaka. Dodatkowo, posiadając przy sobie ciężki, kanciasty kawał metalu, niestraszne mi były zakamary mławskiej Wólki czy warszawskiej Pragi. Poza tym, potencjalny opryszek nie stanowiłby raczej większego zagrożenia - musiałby chyba mieć wadę wzroku rzędu 7 dioptrii, żeby połaszczyć się na ten eksponat muzealny. Próbując uprawiać fotografię reporterską, byłem notorycznie demaskowany przez klapnięcie lustra i trzask migawki, przypominające odgłosem trzaśnięcie oknem w wagonie PKP. 
   Te wszystkie ograniczenia nie zniechęciły mnie, jeno zahartowały, dając podwaliny do dalszego rozwoju w fotografii. Oto pierwsza, eklektyczna odsłona zbiorów, jakie ZAWDZIĘCZAM temu duchowi zaklętemu w radzieckiej, fotograficznej maszynie.







wtorek, 24 stycznia 2012

Banał / Głębia

   Nie jest to próba udowodnienia jakiejkolwiek tezy. Tradycyjnie pytam. Pytanie kieruję po trosze do czytelnika, bardziej jednak do samego siebie. Zdumiewające zjawisko uświadamiania sobie w chwili zapisywania. Tym razem pytanie brzmi:
"Czy zestawienie obiektu (z pozoru) banalnego w swej wymowie, pozbawionego kontekstu, dadaistycznego, z obiektem samym w sobie uposażonym w treść, stanowiącym swoistą całość, przydaje obu wartości jako takim ( na zasadzie kontrastu) ? "



1." Pan Pierdołka"

    Pan Pierdołka spadł ze stołka
    złamał nogę o podłogę
    przyszedł lew, wypił krew
    przyszła żmija, ukąsiła
    Pan Pierdołka zdechł.


















2. "Opromienieni"

    Istnieją ludzie Opromienieni. Czym charakteryzuje się stan Opromienienia ? Trudno to opisać w sposób racjonalny. Lepsza do tego celu byłaby poezja, jadnak ja poetą nie jestem. Postaram się jednak wyjaśnić, co mam na myśli. To efemeryczna cecha, dotycząca najczęściej ludzi niezbyt zamożnych, ale to nie jest regułą. Regułą jest efekt, jaki wywierają na otoczeniu (jeśli otoczenie w swym biegu zdoła to zauważyć). Oni emanują światłem. Człowiek wierzący rzekłby: "światłem odbitym, światłem Stwórcy". Nie wiem, czy Stwórcy. O Bogu, i jego naturze nie mam wiedzy. Jednak o Opromienionych trochę już wiem. Poznaje ich po wyrazie twarzy, nawet, kiedy ich twarz nie ma żadnego wyrazu, to znaczy - nie uśmiechają się, nie smucą, nie krzywią w obrzydzeniu czy trwodze. Ich twarz nabrała wyrazu poprzez długotrwałe goszczenie na sobie odbicia wewnętrznej rzyczliwości i zrozumienia. Może nie jest to rozumienie, może to po prostu akceptacja życia takim, jakie jest. To poczucie, że mimo własnego bólu, zmartwień i codziennego mozołu wędrówki przez życie warto pochylić się nad drugim człowiekiem. Albo chociaż uśmiechnąć się do niego, kiedy ich oczy się spotkają. Nawet wtedy, kiedy między nimi znajdzie się to pstrykadło.







poniedziałek, 23 stycznia 2012

Pan Henryk


   Zajmijmy się kwestią moralności. Odpowiedz na poniższe pytania zgodnie z własnym przekonaniem:

1. Czy fotograficzny cel uświęca środki ?
.............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

2. Jak zareagowałbyś, gdyby ktoś sfotografował ciebie opłakującego zmarłego członka rodziny ?
.............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

3. Jakie zdjęcie najbardziej zapadło ci w pamięć i dlaczego ?
.............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................


Nie pytaj mnie, co o tym myślę. Ocenę wystawia pan Henryk.

niedziela, 22 stycznia 2012

Jak powstają moje teksty, czyli o inspiracji


   Kaseta*, która zmieniła moje życie. Niezawodna, bezdenna studnia natchnienia. Ponadczasowa, ponadkulturowa, ultranieprzeciętna. Na torrentach niedostępna. Tylko moja !

* skrycie liczę, że nie zostanę zaaresztowany za naruszenia praw autorskich w związku z ACTA...

O Jakości, czyli co ma piernik do wiatraka

  
   Jakie czynniki decydują o tym, że zdjęcie jest "dobre" ? Co w ogóle znaczy termin "dobre" ? A może poprawnie sformułowane pytanie powinno brzmieć: " Czym jest Jakość" ?. Na to z pozoru proste pytanie próbowało odpowiedzieć wielu filozofów. Zmierzył się z nim również Robert M. Pirsig w swojej książce         " Zen i sztuka obsługi motocykla". Jeśli sam tytuł nie stanowi wystarczającej zachęty, by sięgnąć po tą pozycję dodam, iż autorowi faktycznie udaje się połączyć te dwie, zdawało by się skrajne dziedziny wymienione w tytule, okraszając obficie owe danie filozoficznym sosikiem. Powracając do jakże istotnego zagadnienia jakości powołam się na autora: Po wielu próbach odpowiedzi na pytanie przyprawiające głównego bohatera o szaleństwo, umiejscawia wreszcie Jakość jako relację pomiędzy podmiotem i przedmiotem. Więcej !
 ( jako, że sam nie potrafię wyjaśnić tego lepiej, a jakakolwiek próba streszczenia tego wywodu mogłaby zakończyć się jego zniekształceniem, zacytuję ten kluczowy fragment )

    "Spostrzegł, że chociaż normalnie Jakość kojarzy się z przedmiotami, jej odczucie pojawia się niekiedy również pod nieobecność czegokolwiek. To właśnie spostrzeżenie doprowadziło go na początku do przekonania o całkowicie być może subiektywnej naturze jakości. Ale subiektywna przyjemność również nie była dla niego równoznaczna z jakością. Jakość ogranicza subiektywizm. Jakość wydobywa cię z twojej skorupy i uświadamia ci świat wokół ciebie. Jakość jest przeciwnikiem subiektywizmu. Nie mam pojęcia, ile czasu upłynęło, zanim doszedł do tego wniosku, ale zrozumiał w końcu, że jakości nie można było wiązać
ani z podmiotem, ani z przedmiotem odrębnie oraz, że występowała ona jedynie we wzajemnym związku między nimi, w punkcie, w którym podmiot spotyka się z przedmiotem.
Tu było już ciepło. 
Jakość nie jest żadną rzeczą. Jest wydarzeniem.
Jeszcze cieplej.
Jest wydarzeniem, w wyniku którego podmiot uświadamia sobie istnienie przedmiotu.
A ponieważ bez przedmiotów nie może być podmiotu — ponieważ to przedmioty kreują samoświadomość podmiotu — Jakość jest wydarzeniem, dzięki któremu możliwe staje się uświadomienie sobie zarówno podmiotów, jak i przedmiotów.
Gorąco.
Teraz wiedział już, że jest na właściwym tropie.
Oznacza to, że Jakość nie jest po prostu wynikiem zderzenia się podmiotu z przedmiotem, samo istnienie obydwóch wyprowadza się bowiem z wydarzenia Jakości. To Jakość jest przyczyną podmiotu i przedmiotu, błędnie uważanych za przyczynę Jakości!"

   Jak dla mnie - całkiem przekonujące. Zatem, patrząc na jakikolwiek obiekt  i poddając go (mimowolnie, bądź z premedytacją) ocenie, warto mieć na uwadze, iż to Jakość umożliwia zajście całego procesu. To Jakość jest matką wszelkiej maści wyborów, decyzji, pragnień i niechęci. Jednakowoż nie jesteśmy skazani na ślepe jej posłuszeństwo. Ogniwem, które możemy przerwać w tym łańcuchu jest reakcja. Brzmi to dość nieprawdopodobnie, lecz możliwy jest brak reagowania na bodźce, zarówno przyjemne, jak i te niemiłe naszemu aparatowi poznawczemu. Jak tego dokonać ? Dlaczegóż miałbym wyjawić tą tajemnicę ? Wówczas, czytelniku, byłbyś wolny od potrzeby dostarczania sobie coraz to nowych bodźców, w tym również tych związanych z odwiedzaniem tegoż oto bloga.  Ha ! :D