sobota, 22 października 2011

Marsz przebudzonych


   15 października miałem przyjemność uczestniczyć w pochodzie inspirowanym podobnymi wydarzeniami z zachodniej części  europy. Organizatorami polskiej odsłony byli uczniowie warszawskiego liceum im. Jacka Kuronia. Choć wzorem hiszpańskich manifestantów przyjęto nazwę "Marsz Oburzonych", na twarzach wielu obecnych malowały się raczej pozytywne emocje. Kilku publicystów zauważyło, że temperatura  nastrojów społecznych w Polsce jest daleka od wrzenia. Dlaczego więc ktokolwiek przyszedł  pod bramę UW w ten chłodny poranek, zamiast zostać w domu ciesząc się umiarkowanym dobrobytem? 


   Płonące samochody i splądrowane witryny, które, jakiegoś czasu, obserwować można na ekranach telewizorów, nie są adekwatnym obrazem rzeczywistości. Owszem, akty wandalizmu i przemocy często towarzyszą manifestacjom. Jednakowoż współczesne media, pomijając aspekt reprezentowania czyichś  interesów, są nastawione głównie na fajerwerki. Ukazując jakiekolwiek wydarzenie tylko z tej bardziej widowiskowej, krwawej czy płonącej strony, tworzy się fałszywy obraz rzeczywistości. Doprowadziło to do stanu, w którym sterroryzowani odbiorcy programów informacyjnych odbierają każdą tego typu inicjatywę jako zamieszki wywołane przez chuliganów i bandytów.
   Nie wierzę mainstreamowym mediom. Najważniejsze obecnie wydarzenie na świecie, jakim jest okupacja Wall Street, było przez amerykańskie media niemal całkowicie ignorowane. Gdy dzięki  internetowi informacja dotarło do mas, nie można było dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Media i politycy zaczęli więc tą informacją manipulować. Próżno szukać w CNN materiałów filmowych prezentujących brutalne traktowanie POKOJOWO NASTAWIONYCH MANIFESTANTÓW  przez NYPD.
   Polska odsłona protestów przeciw zachłanności i krótkowzroczności elit przebiegła w sposób całkowicie pokojowy. Owszem, nie przywykliśmy do takiego poziomu życia jak chociażby Grecy, którzy po planowanych cięciach nadal żyją na zdecydowanie wyższym poziomie, niż Polacy, z większą werwą okazują swoje niezadowolenie. Oni są bardziej zdeterminowani, bo zmiana przyszła nagle, i przez to jest bardziej odczuwalna. My, niczym żaba położona na zimnej, stopniowo podgrzewanej patelni, nie odczuwamy na tyle silnego wstrząsu, by w porę zareagować. Ale...
 
   Kto czerpie wiedzę o świecie z innych źródeł, niż oficjalne media, ma szansę dostrzec, że zrodził się pewien globalny nurt. Przybywa ludzi, którzy budzą się ze snu. Owszem, często z ręką w nocniku, ale początkowe rozgoryczenie z czasem może ustąpić potrzebie przyczynienia się do trwałych, pozytywnych zmian. Za moje motto obrałem cytat z filmu SOS - Planet Earth : "Jest za późno, by być pesymistą" . Wierzę, że rewolucja w historycznym wydaniu - krwawa i gwałtowna - nie przyniesie pozytywnych zmian. Dlatego dołączmy do rewolucji świadomości, w której każdy zmienia przede wszystkim siebie. Nie można żądać od władz by nie były chciwe, agresywne i zakłamane, jeśli sami tacy jesteśmy.
   Oto więc mój apel, którego adresatem jestem też ja - zacznijmy od siebie, a świat zmieni się  sam !


PEACE AND LOVE !!! 


czwartek, 20 października 2011

"(...) a w knajpach zaczyna się picie (...)"


   "Co dla pana? "


Oto opcja dla tych, którym, mimo wszystko, słońce nie wystarcza...

Odrobina słońca poszukiwana.



   Obecność światła konieczna jest do istnienia co najmniej dwu zjawisk - życia i fotografii. Z perspektywy biednego, żyjącego w iluzji ludka, łatwiej docenić coś, czego ubywa, albo nie ma tego wcale. Jako, że jesionka za pasem, a zima popyla w naszą stronę dużymi krokami, każdy promień na wagę złota. Większość z nas wstaje skoro świt, a zimą budzik zdaje się być zdalnie sterowany przez Szatana, bo za oknem  mroki egipskie *. Całymi dniami przesiadujemy w biurach albo innych dziurach, z których wyłaniamy się - niczym karaluchy - po zmroku. Liczko blednie, a deprecha dopada bezbronnego, trzeszczącego od  niedoborów witaminy D  nieboraka.  Nie pomaga nawet solarka raz w tygodniu minut dwadzieścia. Zadaję zatem pytanie: co robić ? Alkohol jest rozwiązaniem korzystnym jedynie w perspektywie krótkoterminowej, choć gro naszego społeczeństwa zdaje się zadawać kłam tej teorii. Odpowiedź jest jasna jak słońce.
   Jeśli już pojmiemy, jak ważne są fotony na twarzy, warto zadbać o ich dostatek w trakcie nocy polarnej.   Pozostaje zmienić tryb pracy. Albo wyjechać. Albo cenić każdy promyk słoneczka naszego kochanego...      I przypominamy sobie szczenięce lata, kiedy w rogu każdej wykonanej przez nas ilustracji widniało szczerzące się dziko SŁONKO.
 


* Egipcjanie czcili słońce, choć mieli go pod dostatkiem. Czyżby więc docenianie dopiero utraconego było domeną człowieka współczesnego?